Być „jak baba”! – tekst Łukasza Wójcickiego
Posted by 10grudnia w dniu 1 stycznia, 2013
Ile razy słyszałem, w różnych sytuacjach, żebym nie był „jak baba”. W różnych, czyli jak chce mi się płakać, jak nie mogę się zdecydować, jak nie potrafię wbić gwoździa czy gdy mam za miękkie serce. A ja beczę na filmach, miewam trudności w podejmowaniu męskich (sic!) decyzji, często ten cholerny gwóźdź wbije mi się krzywo i zazwyczaj nie mogę się powstrzymać, żeby dokarmić bezpańskiego pieska czy kupić bułkę bezdomnemu. Ale komu to wszystko się nie zdarza? Niech podniosą rękę ci faceci, którzy nigdy nie uronią łzy w kinie, zawsze wiedzą, która droga jest słuszna, każdy gwóźdź im wchodzi jak od linijki i nigdy nie ugną się przed gołąbkiem, żeby mu rzucić kawałeczek chlebka. No, mądrale? Ilu was jest? Nawet, jeśli któryś z was podniósł dumnie rękę to na pewno sam w to nie wierzy a łapę wyciągnął, żeby przypadkiem ktoś nie bąknął: nie bądź „jak baba”!
Zatem, co jest takiego strasznego w byciu „jak baba”, czego tak panicznie boją się faceci?
Zanim podejmę heroiczną próbę rozwikłania tej zagadki, opiszę jedną historię z mojego życiorysu. Pamiętam jak kiedyś, moja ówczesna partnerka, poprosiła mnie, żebym przykręcił regał na książki do ściany w jej mieszkaniu. Operacja wymagała wywiercenia otworu w ścianie i zainstalowanie w nim kołka ze śrubą odpowiedzialną za stabilne ustawienie regału. Nie zapomnę swojego panicznego strachu jaki mnie obleciał na myśl o wywierceniu dziur w ścianie! Przestraszyłem się, że nie podołam zadaniu jak należy i stracę w oczach dziewczyny, stracę na swojej męskości. W końcu powierzyła mi robotę na miarę męskiej dłoni. Zapewne bez wahania uznała, że jako mężczyzna, czyli istota, która w zasadzie rodzi się z wiertarką w dłoniach, bezbłędnie poradzę sobie z wywierceniem otworu w ścianie. Nie pamiętam, czy się udało czy nie, ale uświadomiłem sobie wtedy jak bardzo jestem uwikłany w swoją płeć. A w zasadzie w jej kulturowy konstrukt. W płciowe role, w które od zarania dziejów z sukcesem wtłacza nas obyczaj, szkoła, ulica, dom czy kościół.
Pamiętam, że podzieliłem się z nią obawą o niebezpieczeństwie utraty mojej kulturowej męskości tak bardzo sprzężonej z umiejętnością posługiwania się wiertarką. Na szczęście powiedziała, że jestem głuptasem, że nic nie szkodzi i ona z tym kłopotu nie ma. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia. Bardzo często, rozczarowanie mężczyzn związane z niepodołaniem męskim rolom rodzi w nich frustrację i poczucie utraty kontroli. Bo być mężczyzną, to kontrolować, dominować, podporządkowywać. Im mężczyzna jest bardziej męski tym wyżej ląduje w hierarchii i tym większym uznaniem się cieszy. Utrata owego uznania, pozycji społecznej jako prawdziwego faceta, twardziela i drwala dziewiczych serc jest bardzo bolesna. Spadek w męskiej hierarchii oznacza, że mężczyzna nie zasługuje już dłużej na miano prawdziwego faceta. Jest gorszy, słabszy, mniej doskonały. Czyli „jest jak baba”.
Chłopcy od tysięcy lat są uczeni i wychowywani, że to oni są królami życia. To oni podporządkowują, a nie są podporządkowywani. To oni kontrolują, a nie są kontrolowani. To kobieta leży u stóp mężczyzny zdana na jego łaskę i nie łaskę.
Narzędziem męskiej kontroli, pejczem posłuszeństwa, jest przyzwolenie na dominację, której drogę toruje męska norma przemocy. Mężczyzna, który nie wpisuję się w tę normę, „jest jak baba”. Aby nią nie być, musi sumiennie podążać drogą fałszywego wojownika, któremu kultura zakłada seksistowskie cugle. Cugle upokarzania i znęcania się nad kobietą. Piszę „fałszywego wojownika” bo w kodeksie „prawdziwego wojownika” nie ma miejsca na seksistowskie zachowania, mowę nienawiści i mizoginię.
Przez tysiąclecia, okrutna dyscyplina kultywowania dominacji i przemocy wśród chłopców i mężczyzn, zakorzeniła w nas potwornie silne przekonanie, że mamy do tego prawo. Że mamy prawo do znęcania, obrażania i prześladowania kobiet. Że mamy prawo do stosowania wobec nich przemocy. I to nie są informacje zakodowane w męskich strukturach DNA. To jest przekonanie, wyuczone zachowanie. A skoro potrafiliśmy się go nauczyć, możemy z równym sukcesem nauczyć się czegoś zgoła zupełnie przeciwnego. Wykształcić w sobie przekonanie o równości płci, o braku przyzwolenia na przemocową dominację i kontrolę nad płcią odmienną. Czas to zmienić a zmiana wymaga czasu. Im więcej mężczyzn i chłopców uświadomi sobie, że u źródeł ich myślenia o tradycyjnych rolach kobiety i mężczyzny leży patriarchalne wychowanie, w którym przemoc wobec kobiet, seksizm i mizoginia są normą, tym prędzej odwrócą się od tego modelu w poszukiwaniu alternatywy. Alternatywy, w której kobieta jest partnerką mężczyzny a nie jego niewolnicą.
Obyczajowe podłoże nie chęci „bycia jak baba” zazwyczaj jest głębsze niż wielu mężczyznom się wydaje. Niewinnie rzucone „nie bądź jak baba” ma ciężkie i grube korzenie w naszej głęboko zmaskulinizowanej kulturze. Być może potrzebne są kolejne tysiąclecia by przebudować ów mizoginiczny konstrukt kulturowy. Ale jeśli każdego dnia znajdzie się choć jeden chłopiec lub mężczyzna, który ujrzy i zrozumie potrzebę radykalnej zmiany w traktowaniu kobiet i dziewczyn, to warto walczyć o kolejne dni. Nie wiem jak wy panowie, ale ja się ciszę, że niejednokrotnie „jestem jak baba” bo to oznacza, że jest w porządku.
Skomentuj